poniedziałek, 27 lutego 2012

NIC NIE DZIEJE SIĘ BEZ PRZYCZYNY...


Jestem teraz bacznym obserwatorem życia, staram się nie oceniać (niestety stare przyzwyczajenia wygrywają czasem jeszcze) a postrzegać...i jak tak konfrontuje przeszłość z teraźniejszością to wszystko zaczyna mi się układać w logiczną całość...mój wewnętrzny głos czasem się odzywa i zaczyna się projekcja...już w tym momencie doskonale wiem jak dalej się akcja potoczy, ale trwam ślepo w przekonaniu że może się mylę...moja podświadomość już ostrzega mnie, ale ja jestem głucha i ślepa...sama tworzę pewną myśl, wyobrażenie "...nic z tego nie będzie...", "...to się nie uda...", "to nie ma prawa bytu...", i wtedy gdy tylko słyszę taki sygnał- już powinno mi to "dawać do myślenia". ale cóż, zagłuszam swoje myśli.
Życie jednak tak się układa, że spełniają się moje projekcje...kiedyś tego nie wiedziałam, a może zapomniałam że to wiem...teraz jak na to wszystko patrzę z boku to sama się do siebie śmieję...niespełna rok temu dostałam od mojej znajomej  do przeczytania książkę( Byrne Rhonda "Sekret"  ). Magda powiedziała  - po uważnym przeczytaniu tej książki możesz zmienić swoje życie...więc zaczęłam lekturę...owszem nie powiem, wiele spraw mnie zaciekawiło... jak autorka przekonuje czytelnika o sile  podświadomości, o potędze  umysłu i o tym, że my sami możemy stworzyć sobie taki świat jaki chcemy...Według Prawa Przyciągania - jeśli skupiamy na czymś swoje myśli, jeśli wciąż i wciąż o czymś myślimy, w końcu wydarzy się to w naszym życiu. Przeczytałam całą...pomyślałam wszystko ładne, piękne, niemal na wyciągnięcie ręki ale ja tak nie potrafię- to nie dla mnie.

Minął jakiś czas...masa nurtujących mnie pytań...setki przemyśleń...bodźców tłumionych przez codzienność...chęć zatrzymania się i pomyślenia o sobie, o swoich uczuciach, o siebie w kontekście bytu i bycia....lecz to zbyt trudne...wymagające...przecież to niedorzeczne i nienormalne wręcz....zajmij się studiami, pracą, codziennością...znajdź sobie kogoś by wypełnić samotność...nie myśl za dużo!...WEGETACJA...tak mogę nazwać ten stan...zanim przebudziłam się...zanim zdałam sobie sprawę , że wszystkie wydarzenia w moim życiu, to gdzie teraz żyję i to jakich ludzi spotkałam i nadal spotykam na swojej drodze to nie przypadek...każdą relację musiałam przejść i przerobić...musiałam uświadomić sobie sprawę  że choroba kogoś bliskiego to też nie jest nieszczęście i tragedia życiowa...ale być może...a teraz wiem że na pewno...siła spajająca  rodzinę...wielki dar...choć to brzmi niedorzecznie i kiedyś choć miałam wielki żal i pretensje do całego świata dlaczego on? dlaczego to dotknęło ich? przecież moi bliscy to tacy dobrzy ludzie?...teraz już minął żal...teraz już jestem świadoma tego, że było to potrzebne...

1 komentarz:

  1. Każde doświadczenie kształtuje piękno naszej duszy i wypełnia nasze Serce Miłością... Pozdrawiam Sylwia

    OdpowiedzUsuń