Jestem teraz bacznym obserwatorem
życia, staram się nie oceniać (niestety stare przyzwyczajenia wygrywają czasem
jeszcze) a postrzegać...i jak tak konfrontuje przeszłość z teraźniejszością to
wszystko zaczyna mi się układać w logiczną całość...mój wewnętrzny głos czasem
się odzywa i zaczyna się projekcja...już w tym momencie doskonale wiem jak
dalej się akcja potoczy, ale trwam ślepo w przekonaniu że może się mylę...moja
podświadomość już ostrzega mnie, ale ja jestem głucha i ślepa...sama tworzę
pewną myśl, wyobrażenie "...nic z tego nie będzie...", "...to
się nie uda...", "to nie ma prawa bytu...", i wtedy gdy tylko
słyszę taki sygnał- już powinno mi to "dawać do myślenia". ale cóż,
zagłuszam swoje myśli.
Życie jednak tak się układa, że
spełniają się moje projekcje...kiedyś tego nie wiedziałam, a może zapomniałam
że to wiem...teraz jak na to wszystko patrzę z boku to sama się do siebie
śmieję...niespełna rok temu dostałam od mojej znajomej do
przeczytania książkę( Byrne Rhonda "Sekret"
). Magda powiedziała - po uważnym przeczytaniu tej książki
możesz zmienić swoje życie...więc zaczęłam lekturę...owszem nie powiem, wiele
spraw mnie zaciekawiło... jak autorka przekonuje czytelnika o sile
podświadomości, o potędze umysłu i o tym, że my sami możemy
stworzyć sobie taki świat jaki chcemy...Według Prawa Przyciągania - jeśli
skupiamy na czymś swoje myśli, jeśli wciąż i wciąż o czymś myślimy, w końcu
wydarzy się to w naszym życiu. Przeczytałam całą...pomyślałam wszystko ładne,
piękne, niemal na wyciągnięcie ręki ale ja tak nie potrafię- to nie dla mnie.
Minął jakiś czas...masa
nurtujących mnie pytań...setki przemyśleń...bodźców tłumionych przez
codzienność...chęć zatrzymania się i pomyślenia o sobie, o swoich uczuciach, o
siebie w kontekście bytu i bycia....lecz to zbyt trudne...wymagające...przecież
to niedorzeczne i nienormalne wręcz....zajmij się studiami, pracą,
codziennością...znajdź sobie kogoś by wypełnić samotność...nie myśl za
dużo!...WEGETACJA...tak mogę nazwać ten stan...zanim przebudziłam się...zanim
zdałam sobie sprawę , że wszystkie wydarzenia w moim życiu, to gdzie teraz żyję
i to jakich ludzi spotkałam i nadal spotykam na swojej drodze to nie
przypadek...każdą relację musiałam przejść i przerobić...musiałam uświadomić
sobie sprawę że choroba kogoś bliskiego to też nie jest nieszczęście i
tragedia życiowa...ale być może...a teraz wiem że na pewno...siła spajająca
rodzinę...wielki dar...choć to brzmi niedorzecznie i kiedyś choć miałam
wielki żal i pretensje do całego świata dlaczego on? dlaczego to dotknęło ich?
przecież moi bliscy to tacy dobrzy ludzie?...teraz już minął żal...teraz
już jestem świadoma tego, że było to potrzebne...
Każde doświadczenie kształtuje piękno naszej duszy i wypełnia nasze Serce Miłością... Pozdrawiam Sylwia
OdpowiedzUsuń