piątek, 20 kwietnia 2012

MEDICE CURA TE IPSUN

"Tajemnica zdrowia, tak umysłu, jak i ciała, polega na tym, by nie rozpaczać nad przeszłością, nie martwić się o przyszłość ani nie uprzedzać kłopotów, lecz żyć chwilą obecną, mądrze i poważnie. 

Są takie drogi, kręte i nieznane z pozoru, niebezpieczne, wydawałoby się bez wyjścia labirynty. Mówisz, że potrzebujesz kompasu, drogowskazu, mapy?. Nie nic z tych rzeczy. Nie tym razem i żadnym innym. 
Masz przecież Siebie, swoje Wyższe JA z którym współistniejesz. Intuicję, subtelną myśl posiadasz przecież, ona wskaże Ci szlak, będzie Ci nicią Ariadny. Zaprowadzi Cię do domu.
Informacja, zawieszona we wszechświecie, każdy ma do niej dostęp. Jest jak skrzynka z kluczykami, trzeba tylko troszeczkę czasu, żeby znaleźć ten co pasuje do drzwi, które chcemy otworzyć. Czy znalazłam klucz?. Czy "ony"obudziły się wreszcie?... śpiące królewny te nasze?.  Nie zadawaj pytań. Uwierz w to!. Kluczem jesteś Ty i to w Tobie jest odpowiedź. Jak to możliwe?.

Nawiązać bym chciała tutaj do "POBUDZIĆ DNA... czyli przeprogramuj swoje życie", do wspomnianej pokrótce ReiKi (energii życiowej przenikającej wszechświat). Nasze ciało składa się z energii względnie nieprzepuszczalnych, tj. ciało fizyczne i względnie przepuszczalnych tj. ciało, płaszczyzna subtelna zwana też polem energetycznym o strukturze subtelnej. Pola te mogą poruszać się wolniej i szybciej niż światło, co nadaje człowiekowi wielowymiarowość lub też odzwierciedla wielowymiarowa naturę człowieka. Owe pola energetyczne wsysają (ważne!- nie wysyłają, a wsysają) do ciała energię kosmiczną, która drga, wibruje szybciej niż światło. Połączenie tych sił energetycznych (oraz wzajemne przenikanie się ich) kształtuje 3 sfery naszego życia: psychikę, emocje i fizyczność.

Jak więc ReiKi odnoszą się do koncepcji przeprogramowania DNA?. 
Ano tak, że gdy subtelne pola energetyczne napełnią się siłą życiową, wówczas dokonuje się pełna synchronizacja, harmonia na wszystkich 3 poziomach w tym na poziomie fizycznym, bowiem drgania dopasowane są do każdej z tych sfer. Odpowiednia długość fali do odpowiedniej płaszczyzny subtelnej. Przetransformowanie z wysokiej energetycznie mocy na poziom fizyczny staje się stemplem, matrycą wskazującą prawidłowy przebieg syntezy DNA i RNA.  Takie "upgradowanie" nośnika informacji genetycznej za pomocą wszechogarniającej i wszystko przenikającej energii. Takie nasycone pozytywnymi wibracjami DNA, przesyła dalej informacje genetyczne, harmonizuje enzymy, syntezę białek w tym receptorów białkowych( budzi nasze „ony” śpiące królewny). Wpływa na wydajność metabolizmu komórkowego. W wyniku podziałów komórkowych powstają zdrowe i krzepkie komórki, które znowu dzielą się (prawidłowo- bez możliwości mutacji) i pracują wydajnie…a nawet wydajnieJ (ewoluujemy cały czas Panie Darwinie :)
 Popatrz DUCH wpływa na materię, czyż to nie cudowne!.Nasze śliczne, hoże komórki są teraz w stanie zapewnić prawidłową budowę i funkcjonowanie tkanek, organów, naszych gruczołów, które pełnią znamienitą funkcję i często narażone są na szwank ( czemu? -pada nam układ limfatyczny, mamy słabe geny, które przekazujemy dalej szerząc immunologiczne upośledzenie). Jednak wszechogarniająca moc kosmiczna pędzi na ratunek i zapewnia nam tym samym zdrowie i dobre samopoczucie. Tworzy rodzaj tarczy obronnej w walce z toksynami (otula nasz układ immunologiczny, wzmacnia i uodparnia).

Siła ReiKi dostarcza nam uniwersalnej siły życiowej, przywraca wewnętrzną równowagę i porządek…pomocna jest przy tym medytacja, która ożywia całego człowieka, pomaga uzdrowić emocjonalną, umysłową i duchową płaszczyznę naszego istnienia czyniąc nas harmonijną całością. Trzy światła* są dla nas niczym dla chorego lekarz, lekarstwo i pielęgniarka. Lekarzem jesteśmy my sami. Gdy trafnie ocenimy przyczyny naszych dolegliwości, wówczas sięgamy po lekarstwo. Naszym lekarstwem jest informacja, którą posiadamy, energia, która przenika nas. Zaś medytacja, ReiKi, afirmacja itp.wspierają nas w drodze do uzdrowienia, tak jak pielęgniarka pomaga nam przyjmować lekarstwo. Lekarzu ulecz się sam!. Przyjacielu nie szukaj rozwiązania tam, gdzie go nie ma…poszukaj w sobie samym. Poprzez modlitwę i zawierzenie w swoją własną siłę, trzy światła będą nas wspierać i prowadzić we właściwym i dobroczynnym kierunku.
ReiKi ma głęboki sens duchowy, ale pamiętaj, że to nie Ty kierujesz ReiKi, to ono powinno kierować Tobą, daj się więc ponieść tej energii...nie próbuj jej na siłę wyzwolić,bo da to odwrotny efekt. Bądź cierpliwy, podejdź do tego ze stoickim spokojem...to już się dokonuje, więc  nastaw się na pełna rejestrację każdą komórką swojego ciała, całą swą istotą. Pomocne Ci będą medytki.

Jestem pełna wiary, że właśnie dziś, Ja i Ty lepiej rozumiemy, iż DUCH wpływa na materię
A zatem okoliczności nam sprzyjają. Właśnie dziś budzimy się, jesteśmy bardziej świadomymi, wykraczamy poza schemat poza matrycę, nacechowaną przeszłością, starymi nawykami, poza mentalną niewolę świadomości. Stare wzorce rezygnacji i samozaparcia, strachu, zwątpienia (zwłaszcza przed własną siłą) przestają mieć władze nad nami. Czujemy, że cała planeta dostraja się do nowych częstotliwości wibracji-wibracji miłości, a my tworzymy z nią JEDNOŚĆ Własnie Dziś.


*Nadałam temu nazwę światło, ale każdy może dowolnie to interpretować wg tego jak to czuje

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

TRANSFORMACJA



I.
"Niema jest prawda mojej duszy,
ważna tylko dla mnie,
gdyż moje prawdy niekoniecznie
są także twoimi prawdami.
Cisza trwa zatem, aż nasze prawdy
spotkają się w tej ciszy.
Jakże śmiać się będziemy,
  gdy zrozumiemy, że jedna prawda 
odbija się od drugiej."

II.
"Życie jest tańcem na linie:
szybko z niej spadnie,
kto o tym tylko na chwilę zapomni."

III.
"Sami stwarzamy smoki, które nas dręczą."

 IV.
"Śmierć jest obudzeniem z marzeń nocy,
dusza powraca do światła."

V.
"Kto potrafi słuchać kogoś,
 ten wychodzi na wpół drogi naprzeciw
 odpowiedzi."

VI.
"Wiatr nieskończoności wieje przez
serce, ciało i duszę
daje mi oddech nowego początku."

VII.
"Jestem wiatrem, jeziorem i żaglem, jestem statkiem...
i niebem  dla każdego powiewu, błękitem pokrytym
chmurami.
Jestem wszystkim, silny i prawdziwy
kieruję me żagle ku nowym krainom.
Jestem wszystkim.
Boskie Ja w człowieku."

7 dni, 7 kwestii do rozważenia, 7 przesłań







Właśnie dziś nie martwię się/ Właśnie dziś wszystko ma się dobrze
Właśnie dziś nie złoszczę się/ Właśnie dziś jestem spokojna
Właśnie dziś jestem uprzejma dla innych
Właśnie dziś pracuję ciężko (uczciwie) i wytrwale nad sobą
Właśnie dziś jestem wdzięczna za wszystko, co mnie spotyka
i dodam od siebie...

Właśnie dziś jestem pełna WIARY w Tu i Teraz

Właśnie dziś przypomniałam sobie kim jestem i jaką drogą chcę iść

niedziela, 15 kwietnia 2012

DZIEWCZYNKA Z ZAPAŁKAMI

“Dlaczego kurczowo czepiasz się egzystencji tak ulotnej i tak pełnej cierpienia.  Jaki jest sens twojej walki?” Człowiek, który nie potrafi odpowiedzieć, poddaje się, zaś ten, który  poszukuje sensu życia, uznaje, że Bóg jest niesprawiedliwy i rzuca wyzwanie losowi. 
Wtedy z nieba spływa ogień, nie ten, który zabija, lecz ten, który burzy dawne mury i uświadamia człowiekowi jego prawdziwe możliwości. Tchórz nigdy nie dopuści, by jego serce zapłonęło tym ogniem.  Jedyne, czego pragnie, to by sytuacja wróciła do poprzedniego stanu, żeby mógł żyć i myśleć jak kiedyś.  Natomiast odważni podkładają ogień pod tym, co stare - choćby za cenę odrębnego cierpienia - i porzucają wszystko, nawet Boga, i ruszają naprzód.
“Odważni są zawsze uparci”. Pan uśmiechał się radośnie z niebios - tego właśnie pragnął: aby każdy wziął w swoje odpowiedzialność za własne życie. Ostatecznie dał swoim dzieciom dar największy ze wszystkich - zdolność wyboru i decydowania o swych czynach. Jedynie te kobiety i ci mężczyźni, w których sercach płonie święty ogień, mają odwagę się z Nim zmierzyć. I tylko oni znają drogę powrotu do Jego miłości, bo w końcu rozumieją, że tragedia nie jest karą, lecz wyzwaniem....


      Opowiem Wam bajkę o dziewczynce z zapałkami. Niech Was nie zwiedzie tytuł. Nie będzie to baśń Andersena jaką znacie. Tak w tamtej  jak i w tej była sobie pewna dziewczynka, z tym, że ta od razu, z miejsca dostała nie jedną, a całe pudełko ślicznych, nowych zapałek.  Powiecie...Też mi prezent!. Jednak nie były to zwykłe zapałki. Ten podarunek był dla niej jak skarb. Dostała coś cennego co mogła wykorzystać dwojako...albo dobrze albo źle. Dziewczynka nie bacząc na nic wzięła zapałki i rozpaliła duże ognisko...
      Nie zaczekała, ani przez chwilę nie przyszła jej myśl by sięgnąć po nie, kiedy będzie ku temu sposobność. Dlaczego?. Być może dziewczynka tęskniła za ciepłem, brakowało jej domowego ogniska...Poczucia bezpieczeństwa... Długotrwały ziąb, chłód i odtrącenie sprawiły, że zapragnęła tego, czego nigdy nie miała...

Chciała rozniecić płomień, który mógłby ją utulić, sprawić, że poczuje się ważna i kochana, że sama w sobie wskrzesi miłość- uczucie obce jej. Z czym kojarzy Ci się ogień jak nie z ciepłem, uczuciem, bezpieczeństwem. Może być pożyteczną siłą, ogromną mocą w rękach władających nim. Może też przynieść klęskę, ból i cierpienie...jak z każdym żywiołem nie należy z nim igrać...dziewczynka najwyraźniej zapomniała o tym by uważać z ogniem. 

      Mówią , że wśród czterech podstawowych żywiołów  to własnie ogień wydaje się nam być najmniej rzeczywisty, pośredni pomiędzy materią i duchem. Dla prymitywnych kultur stał się narzędziem i symbolem dążenia do tego, co święte, nadprzyrodzone. Wierzono, że przenosi on ofiary do Nieba.  Za sprawą swojej energii, siły do oczyszczania, mocy niszczenia i błyskawicznego rozprzestrzeniania się,  w prawie wszystkich kulturach przedchrześcijańskich utożsamiano z ni najwyższe bóstwa. 

       Wiele kultur widziało w płomieniu upostaciowienie Słońca na ziemi, jego małą część gdyż podobnie jak i ono dawał światło, ciepło, rozpraszał wrogie ciemności. Uważano, że chroni zarówno przed dzikimi zwierzętami, w świecie, który nie został jeszcze ujarzmiony przez człowieka, jak i złymi duchami, demonami, którymi wyobraźnia zapełniała otaczającą rzeczywistość.


Podtrzymywano go świątyniach, gdzie w czasach starożytnej Grecji symbolizował już wtedy prastary, pierwotny płomień i zdolność tworzenia. Z tych samych powodów podtrzymywano go w domach, łączył żyjących z całymi pokoleniami przodków, cementował rodzinę i wspólnotę.


Kult ognia miał fundamentalne znaczenie niemal dla każdej z religii stworzonych przez plemiona Indoeuropejskie. Znany jest Agni, wedyjski bóg ognia, jest on pokrewny z łacińskim ignis, rosyjskim agoń i litewskim ugnis, znaczącymi ogień i wywodzącymi się od wspólnego, indoeuropejskiego ośrodka, zalążka itp. W sanskrycie Agni oznacza ogień, błyskawicę i słońce, był uznawany za jedno z najważniejszych bóstw, kojarzony z  rzymską  Westą i irańskim Atharem.  Bóstwa te, zrodzone z ognia, ogniem władające,  miały  mniej cech typowo ludzkich od swoich pobratymców, uosabiających ziemię czy wodę. Z tego też względu u wszystkich ludów kult ognia zdaje się objawiać przejście do wyższego stopnia, czyli kultu ducha.



        I dziewczynka chciała poczuć w sobie tą moc... zachwyciła się takim właśnie ogniem. Uważała go za swoje bóstwo. Oddawała mu cześć. Zatraciła się w tańczących ognikach, otuliła ciepłem, jakiego nigdy nie miała. Tańczyła z tym ogniem, rozniecała coraz potężniejszy płomień. 

-Bądź egoistką- powtarzał ogień. Czerp ze mnie jak najwięcej, jestem dla Ciebie. 
Dziewczynka zakochała się w tym ogniu bez opamiętania ( choć to nie była miłość a tylko zauroczenie, chwilowy zachwyt nad jego wspaniałością).  Chciała by był potężniejszy i potężniejszy, nie wystarczał jej już mały płomyk… zapragnęła by płomień rósł w siłę, by języki ognia tańczyły radośnie…w rytm jej muzyki. 
Słyszeliście kiedyś o micie, że muzyka wpływa na wielkość płomieni? Wyobrażacie sobie płomienie, które tańczą zgodnie z rytmem i natężeniem muzyki? Tylko od rodzaju dźwięku zależy, czy gorące płomienie wzbiją się w górę, czy też pozostaną uśpione na dole i będą falowały niczym zakochana para w rytm ballady.

       Zaczęła nim igrać, sądziła, że panuje nad nim i w każdej chwili może go poskromić. Coś niedobrego stało się z tą dziewczynką, wzniecając coraz większe płomienie  zdała sobie sprawę, że grozi jej niebezpieczeństwo, że wkrótce przestanie panować nad tym żywiołem, zrozumiała, że w każdej chwili może się poparzyć, zranić. Wcześniej kilka razy bawiła się ogniem, sparzyła się nie raz nie dwa…nic się nie nauczyła…nie jedną ranę już miała i nie jedną bliznę zaznaczył czas…nie wyniosła nic jednak z tej lekcji…ślad pozostał…i choć bała się kolejnego poparzenia i ogromu bólu, jakiego doznała to jakby na własne życzenie próbowała  po raz kolejny igrać z żywiołem. 

     Jednak mając w pamięci tamte wydarzenia ostatkiem sił usilnie próbowała zagasić płomień by nie pochłoną jej do reszty, by nie było za późno.I udało się. Po ogromnym płomieniu pozostały jedynie popiół i zgliszcza…tak myślała. Jednak myliła się. Bowiem tlił się jeszcze słaby płomyk, iskierka nadziei. Nie dość skutecznie zagasiła płomień. Dziewczynka nie zwracał uwagi na płomyk…bawiła się popiołem, przedzierała się przez zgliszcza. Płomyk słabną powoli przez oziębłość dziewczynki, jej chłód i egoizm.

Nie znalazła dla niego na tyle miłości, nie wykrzesała jej z siebie…Nie doceniła  potęgi, dobra i mądrości płomyka…On chciał dać jej ciepło i bezpieczeństwo, a nie ból. Pomyliła się co do niego. Źle nim władała..niedojrzale i nieumiejętnie. Ogniu...Niespokojny Mój druhu ogniu!. Ty chciałeś  mnie otulić swym ciepłem, ale  zraniłeś mnie a może ja z premedytacją dałam się zranić?. Sparzyć boleśnie na własne życzenie. TY mogłeś dać mi ukojenie,a niemal przyniosłeś mi cierpienie. 

OGNIU MÓJ CHCIAŁEŚ DOBRZE. Jednak  zaczęłam z Tobą igrać...Mogłeś mnie odrodzić a zacząłeś mnie spalać. 
-Dorośnij kiedyś- powiedział płomyk...masz rację...jak zawsze masz rację.
 Pomyliła się nasza dziewczynka, zbłądziła, …lecz dzięki tlącej się nadal iskierce wierzy w to, że odnajdzie właściwą drogę, że dojrzeje.

To dla Ciebie  Drogi A. Obiecałam Ci dziś, że będę szczęśliwa, powiedziałam coś, w co zaczynam wierzyć dopiero od tej chwili, …jeśli moje szczęście jest dla Ciebie sensem życia to chcę!. Jeśli jest we mnie taki płomyk to niech płonie...

Dziękuję



[...] miłe mi światło, jakie daje z siebie człowiek. Nie trzeba mi opasłej świecy. Tylko płomieniem mierzy się jej wartość.





czwartek, 5 kwietnia 2012

UCIEKAJ POZA WIERSZ !


...Gdy nagle przypomniał się świat,
Poczułem jak wzmaga się wiatr.
Poczułem ochotę by zwiać.

Na pewno wyjeżdżam!
Kochanie nie gniewaj się.
Jeśli nie Kraków, nie Bielsko,
Nie Sopot, nie Gdańsk...

Muszę wyjechać gdziekolwiek,
Gdzie tylko się da?

Święta- kierunek dom. Urywam się wcześniej niż zwykle. Po raz, bo tęsknie za M. a po drugie to trochę martwię się o mamę.  A co tam, że kolokwia, że zaliczenia, rodzina ważniejsza, trzeba trochę pomóc, tym bardziej przed świętami. PKS Łódź o dziwo punktualny i o dziwo pusty no to w drogę!.
Czytam,.. a właściwie kończę Anastazję nr 2. Chwila snu. Przebudzenie.
Deszcz stuka w szybę, obrazki zmieniają się z sekundy na sekundę  a Ja  rozmyślam.
Trochę posmutniałam ostatnio...Czy to samotność?.. Hmm raczej nie. Samotność jest mi przecież najlepszym druhem i lubię ten stan raz na jakiś czas.  
Jednak dziwne te dni ostatnio, jałowe,  melancholijne, czuję się nieswojo. Deszcz pada coraz mocniej. Posłucham czegoś...Muzyka uspokaja mnie… ale nie tym razem, bo  słuchawkach  Roguc  wyśpiewuje historię Lokiego...
Loki, ciekawa postać. Indywiduum zamknięte w czterech ścianach codzienności, nagle przypomina sobie, kim jest, jakie jest jego powołanie i jak chce żyć, postanawia wyrwać się z więzów rutyny.

Pewnego dnia po prostu pakuje się i oświadcza żonie, że wyjeżdża w nieznane w poszukiwaniu szczęścia. Czując, że się dusi pragnie złapać oddech...
Eh niespokojna i niepokorna dusza artysty…trochę egoista zapatrzony we własne JA i niepoprawny marzyciel…nie kończy dobrze swojego żywota, ale osiąga cel…i choć słodko-gorzki jest smak chwilowej sławy, bo okupuje ją własnym życiem…to nic…nie ważne, właśnie przeżywa najpiękniejsze chwile swojego życia, jest szczęśliwy, to jego 5 minut.
 Może ja też jestem tak jak Loki...Chwiejna, wciąż poszukująca...Niespokojna dusza… 

Przewracam kolejną kartkę w kalendarzu. Codziennie powtarzam ten sam schematyczny byt.
Duszę się. Nawet nie mam chwili spokoju, żeby pomyśleć, nie mówiąc o modlitwie czy medytkach, które próbowałam zacząć, ale sąsiad zagłuszył mi wiertarką resztki ciszy.
 Uroki mieszkania w bloku. Cóż norma od 20 lat. Loki śpiewa dalej…

Smażone ziemniaki, kotlety mielone.
obiad…
Sąsiedzi gotują kiszoną kapustę.
o kurczę...
leżę na sofie, zjadam słone paluszki,
zasnąć nie umiem.
Ci z góry uwielbiają Italo disco,
mózg mi się w pięści zacisnął.
za chwilę wszystko wezmę w diabły pieprznę.
Wreszcie!


Trwać w tym?. Żyć drugim życiem w tym życiu?. Ponoć mam dostateczny wgląd.  Przecież wiem już tak dużo…przecież się obudziłam. Jednak wciąż elementy układanki nie pasują do siebie, czegoś brak, czegoś za mało. Wiary?.  Miłości?.  Determinacji?.
Wiem jak pokierować swoim życiem a nadal jest jakaś bariera, nie sięgnęłam jeszcze dość głęboko swojej duszy, jakaś zadra tkwi tam, nie mogę znaleźć przyczyny tego stanu rzeczy...Coś znów wzbudza mój niepokój...

Pamięcią sięgam w przeszłość. Koniec sierpnia, jadę akurat w rodzinne strony. Na poboczu stoi chłopak i łapie stopa, zatrzymujemy się a On pyta czy jedziemy w kierunku Sandomierza?. My na to, że nie, ale możemy go wyrzucić na trasie gdzieś koło Tarnobrzegu a stamtąd blisko będzie miał … no to stwierdził, że super, że jedzie.
 Pan K. z Łodzi, typowy Woodstockowy chłopiec z gitarą. Wręcza mi swój zeszyt autostopowicza, żebym też zaistniała na kartach jego historii...Wiele wpisów...
Z tego, co przeczytałam to zdążył być zarówno nad morzem jak i w okolicach Dolnego Śląska a także w Czechach, pewnie na Brutalu był. Teraz wybierał się do Sandomierza na jakiś letni festiwal bluesowy...Studiuje na łódzkiej polibudzie mechatronikę czy robotykę…coś w ten deseń. Hmm abstrakcja dla mnie...z jednej strony umysł ścisły a z drugiej strony uliczny grajek i włóczęga.
Od lipca nie było go w domu. Na pytanie, co się stało, że nagle rzucił wszystko odparł, że postanowił wyrwać się z wielkomiejskiego tłoku…poczuł, że jego życie jest takie jałowe i puste…jak to określił „zgwałcone przez rutynę” niewiele się zastanawiając postanowił przez wakacje poszwendać się po Polsce i Czechach. Pieniądze zarabiał grając po przydrożnych barach czy na ulicach większych miast...Został już okradziony, ktoś go trochę pokiereszował, ale on mi mówi, że i tak jest szczęśliwy, bo wreszcie spełnia się jego marzenie. Opowiadał nam o różnych ciekawych przygodach, jakie zdarzyły mu się podczas tułaczki...O ludziach, których poznał o miejscach, w których był.
Zapytałam, co z rodziną?. -No wiadome- odparł… rodzice wściekli się na mój  pomysł.
-Ale oni zawsze uważali mnie za czubka, bo był inny niż reszta rodzeństwa i przyzwyczaili się do moich odchyleń, ten pomysł ze stopem bardzo ich wkurzył.
W sumie to dość ryzykowne...-Podziwiam takich ludzi jak Ty- powiedziałam...
K. rzucił mi na pożegnanie, że chęć bycia szczęśliwym to nie szaleństwo i ryzyko...
To nasz naturalny instynkt tylko go tłumimy.
 I tak sobie myślę teraz przypomniawszy sobie Lokiego i  Pana K.  czy mnie też stać na tyle odwagi, by, choć na chwilę rzucić to wszystko?.

Mój stan psycho-fizyczny na dzień dzisiejszy.
Trochę jak na paraboli: unoszę się, aby za chwilę opaść na dno, radykalnie sobie wybaczam po raz enty po to, aby za chwilę dać wygranej mojemu ego. Tak pięknie i lekko stukało się w klawiaturę  do tej pory, energia i chęć rozwoju, radość z każdego uchwyconego momentu, aż tu nagle coś mi zaczyna gasnąć. Światełko nadziei tli się jedynie. Czemu tak jest?. Powtarzam sobie:, „  co Cię nie zabije to Cię wzmocni”,  wiem, że trzeba być silnym i zahartowanym, by nie dostrzegać zła, fałszu obłudy. Czasem tak ciężko unieść to...wiem, że jestem z tym wszystkim sama.
I czasem najchętniej rzuciłabym wszystko...Spakowała plecak i ruszyła gdzieś w nieznane, z dala od ludzi...Szalone to i niedorzeczne...Być przez chwile jak Pan K. i Loki... Złamać wszelkie bariery zdrowego rozsądku. 
Bo czym że jest to moje obecne życie, gdzie każdy wymaga ode mnie czegoś, jakiegoś dowodu. Chce sterować jak marionetką. Powtarzam sobie w duchu:, Jeżeli chcesz mnie zmienić to szkoda Twojego czasu Przyjacielu, Przyjaciółko. Możesz mnie tylko rozwinąć, ale nie zmienić.
I znów słyszę.  Miej dla mnie więcej czasu!.  Zraniłaś mnie, potraktowałaś jak śmiecia! Zrób coś ze sobą!.  Ty ciągle myślisz tylko o sobie!. Jesteś egoistką. Zamykasz się, izolujesz. Nic cię już nie obchodzi poza sobą!. Być może to prawda. Już nie wiem.
Każdy chce mnie wtłoczyć w swój schemat. Może jestem mało stanowcza, może syndrom ofiary wlecze się jak cień czasem już nie wiem, kto moim przyjacielem a kto wrogiem, wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie.
Nie jestem aspołeczna. Lubię ludzi, szczególnie ludzi z pasją, cieszę się, kiedy mogę czerpać coś od nich...Taka transfuzja...Czasem coś, co wydawałoby się dla mnie abstrakcją jest ciekawe i zarażam się tym, i naprawdę nie chcę być nieufna...
Ale żyjemy w wielkiej dżungli gdzie żeby przetrwać trzeba grać i nie można być do końca sobą, bo jak widać, jak jestem sobą to przegrywam...jeśli jestem szczera to przegrywam, …jeśli uzewnętrzniam się to czekają mnie tylko drwiny i szyderstwa.
Czy chce takiego życia? Nie za bardzo...Zrodził się w mojej głowie plan jak uwolnić się i zacząć żyć w zgodzie ze sobą. Muszę uciec, przerwać ten stan. Pragnę znaleźć azyl gdzieś daleko, gdzieś gdzie odnajdę siebie...i będę mogła cieszyć się ze swobody i wolności...
Zmiany są dobre...potrzeba tylko odwagi i wiary, uporu i determinacji. Jak to skonfrontować z własną osobą?. To nie takie proste, szczególnie, jeśli czujesz się odpowiedzialny za czyjeś życie. To wszystko tak łatwo się pisze, ale trudniej to wypowiedzieć… 

Może jestem niepoprawna marzycielką i żyję ułudą i marazmem, ale wierzę w to, że kiedyś osiągnę zamierzony cel. Projekcje w moich myślach urzeczywistnią się….By mieć kawałek swojej ziemi, mieć swój ogród, o którym marzę nieustannie.. Siać, sadzić podlewać patrzyć jak wszystko rośnie, budzi się do życia, jak rodzi owoce. Móc stwarzać, kreować. Tak bym chciała być jak Anastazja...Taką mądra zaradna, znać odpowiedź na wszystko, we wszystkim widzieć rozwiązanie.

A pomyśleć, że  pierwsze lata swojego życia spędziłam pośród łanów zboża i zieleni łąk. Babcia nauczyła mnie odróżniać  drzewa i kwiaty, nauczyła pacierza, piosenek, wierszyków, Siadałam na łące i patrzyłam jak plecie dla mnie wianki...Pamiętam smak zimnego mleka i chleba z masłem...Wszystko było dobre, piękne, czyste.

Cykanie świerszczy wieczorem...Spokój, cisza idylla, taki obrazek z dzieciństwa...
Choć wszyscy pracowali w pocie czoła każdy był dla siebie życzliwy i uśmiechnięty a teraz...
Jesteś lepszy to traktują cię, jako wroga, umiesz więcej to znaczy ze się wywyższasz. Jesteś inny to znaczy ze Cię nie ma. Odstajesz od reszty to jesteś gorszy.
On zły, bo zakochany i zraniony, Oni źli, bo mam za mało czasu i nie postępuje według ich planu. Ktoś zły, bo nie robię tego, co mi każe. Ci wszyscy ludzie to Ja to lustro...To moje odbicie. Nie chcę patrzeć w lustro.  Gdzie w tym wszystkim moje prawdziwe JA?. STOP!. Czas zmienić ten obłęd...Totalny chaos...
Czas się zatrzymać i nie dać się zwariować...Czas na ucieczkę w stronę Słońca...
Więc biegnij Lola biegnij!...Uciekaj poza wiersz...Poza schemat.

Ok. jestem w domu. Tato pyta, co u mnie?. Eh tato gdybyś wiedział, co Twoje dziecko ma w głowie to byś się przeraził…
-Jest dobrze tato, wszystko po staremu….

Gdy nagle przypomniał się świat,
poczułem jak wzmaga się wiatr.
poczułem ochotę by zwiać.