czwartek, 5 kwietnia 2012

UCIEKAJ POZA WIERSZ !


...Gdy nagle przypomniał się świat,
Poczułem jak wzmaga się wiatr.
Poczułem ochotę by zwiać.

Na pewno wyjeżdżam!
Kochanie nie gniewaj się.
Jeśli nie Kraków, nie Bielsko,
Nie Sopot, nie Gdańsk...

Muszę wyjechać gdziekolwiek,
Gdzie tylko się da?

Święta- kierunek dom. Urywam się wcześniej niż zwykle. Po raz, bo tęsknie za M. a po drugie to trochę martwię się o mamę.  A co tam, że kolokwia, że zaliczenia, rodzina ważniejsza, trzeba trochę pomóc, tym bardziej przed świętami. PKS Łódź o dziwo punktualny i o dziwo pusty no to w drogę!.
Czytam,.. a właściwie kończę Anastazję nr 2. Chwila snu. Przebudzenie.
Deszcz stuka w szybę, obrazki zmieniają się z sekundy na sekundę  a Ja  rozmyślam.
Trochę posmutniałam ostatnio...Czy to samotność?.. Hmm raczej nie. Samotność jest mi przecież najlepszym druhem i lubię ten stan raz na jakiś czas.  
Jednak dziwne te dni ostatnio, jałowe,  melancholijne, czuję się nieswojo. Deszcz pada coraz mocniej. Posłucham czegoś...Muzyka uspokaja mnie… ale nie tym razem, bo  słuchawkach  Roguc  wyśpiewuje historię Lokiego...
Loki, ciekawa postać. Indywiduum zamknięte w czterech ścianach codzienności, nagle przypomina sobie, kim jest, jakie jest jego powołanie i jak chce żyć, postanawia wyrwać się z więzów rutyny.

Pewnego dnia po prostu pakuje się i oświadcza żonie, że wyjeżdża w nieznane w poszukiwaniu szczęścia. Czując, że się dusi pragnie złapać oddech...
Eh niespokojna i niepokorna dusza artysty…trochę egoista zapatrzony we własne JA i niepoprawny marzyciel…nie kończy dobrze swojego żywota, ale osiąga cel…i choć słodko-gorzki jest smak chwilowej sławy, bo okupuje ją własnym życiem…to nic…nie ważne, właśnie przeżywa najpiękniejsze chwile swojego życia, jest szczęśliwy, to jego 5 minut.
 Może ja też jestem tak jak Loki...Chwiejna, wciąż poszukująca...Niespokojna dusza… 

Przewracam kolejną kartkę w kalendarzu. Codziennie powtarzam ten sam schematyczny byt.
Duszę się. Nawet nie mam chwili spokoju, żeby pomyśleć, nie mówiąc o modlitwie czy medytkach, które próbowałam zacząć, ale sąsiad zagłuszył mi wiertarką resztki ciszy.
 Uroki mieszkania w bloku. Cóż norma od 20 lat. Loki śpiewa dalej…

Smażone ziemniaki, kotlety mielone.
obiad…
Sąsiedzi gotują kiszoną kapustę.
o kurczę...
leżę na sofie, zjadam słone paluszki,
zasnąć nie umiem.
Ci z góry uwielbiają Italo disco,
mózg mi się w pięści zacisnął.
za chwilę wszystko wezmę w diabły pieprznę.
Wreszcie!


Trwać w tym?. Żyć drugim życiem w tym życiu?. Ponoć mam dostateczny wgląd.  Przecież wiem już tak dużo…przecież się obudziłam. Jednak wciąż elementy układanki nie pasują do siebie, czegoś brak, czegoś za mało. Wiary?.  Miłości?.  Determinacji?.
Wiem jak pokierować swoim życiem a nadal jest jakaś bariera, nie sięgnęłam jeszcze dość głęboko swojej duszy, jakaś zadra tkwi tam, nie mogę znaleźć przyczyny tego stanu rzeczy...Coś znów wzbudza mój niepokój...

Pamięcią sięgam w przeszłość. Koniec sierpnia, jadę akurat w rodzinne strony. Na poboczu stoi chłopak i łapie stopa, zatrzymujemy się a On pyta czy jedziemy w kierunku Sandomierza?. My na to, że nie, ale możemy go wyrzucić na trasie gdzieś koło Tarnobrzegu a stamtąd blisko będzie miał … no to stwierdził, że super, że jedzie.
 Pan K. z Łodzi, typowy Woodstockowy chłopiec z gitarą. Wręcza mi swój zeszyt autostopowicza, żebym też zaistniała na kartach jego historii...Wiele wpisów...
Z tego, co przeczytałam to zdążył być zarówno nad morzem jak i w okolicach Dolnego Śląska a także w Czechach, pewnie na Brutalu był. Teraz wybierał się do Sandomierza na jakiś letni festiwal bluesowy...Studiuje na łódzkiej polibudzie mechatronikę czy robotykę…coś w ten deseń. Hmm abstrakcja dla mnie...z jednej strony umysł ścisły a z drugiej strony uliczny grajek i włóczęga.
Od lipca nie było go w domu. Na pytanie, co się stało, że nagle rzucił wszystko odparł, że postanowił wyrwać się z wielkomiejskiego tłoku…poczuł, że jego życie jest takie jałowe i puste…jak to określił „zgwałcone przez rutynę” niewiele się zastanawiając postanowił przez wakacje poszwendać się po Polsce i Czechach. Pieniądze zarabiał grając po przydrożnych barach czy na ulicach większych miast...Został już okradziony, ktoś go trochę pokiereszował, ale on mi mówi, że i tak jest szczęśliwy, bo wreszcie spełnia się jego marzenie. Opowiadał nam o różnych ciekawych przygodach, jakie zdarzyły mu się podczas tułaczki...O ludziach, których poznał o miejscach, w których był.
Zapytałam, co z rodziną?. -No wiadome- odparł… rodzice wściekli się na mój  pomysł.
-Ale oni zawsze uważali mnie za czubka, bo był inny niż reszta rodzeństwa i przyzwyczaili się do moich odchyleń, ten pomysł ze stopem bardzo ich wkurzył.
W sumie to dość ryzykowne...-Podziwiam takich ludzi jak Ty- powiedziałam...
K. rzucił mi na pożegnanie, że chęć bycia szczęśliwym to nie szaleństwo i ryzyko...
To nasz naturalny instynkt tylko go tłumimy.
 I tak sobie myślę teraz przypomniawszy sobie Lokiego i  Pana K.  czy mnie też stać na tyle odwagi, by, choć na chwilę rzucić to wszystko?.

Mój stan psycho-fizyczny na dzień dzisiejszy.
Trochę jak na paraboli: unoszę się, aby za chwilę opaść na dno, radykalnie sobie wybaczam po raz enty po to, aby za chwilę dać wygranej mojemu ego. Tak pięknie i lekko stukało się w klawiaturę  do tej pory, energia i chęć rozwoju, radość z każdego uchwyconego momentu, aż tu nagle coś mi zaczyna gasnąć. Światełko nadziei tli się jedynie. Czemu tak jest?. Powtarzam sobie:, „  co Cię nie zabije to Cię wzmocni”,  wiem, że trzeba być silnym i zahartowanym, by nie dostrzegać zła, fałszu obłudy. Czasem tak ciężko unieść to...wiem, że jestem z tym wszystkim sama.
I czasem najchętniej rzuciłabym wszystko...Spakowała plecak i ruszyła gdzieś w nieznane, z dala od ludzi...Szalone to i niedorzeczne...Być przez chwile jak Pan K. i Loki... Złamać wszelkie bariery zdrowego rozsądku. 
Bo czym że jest to moje obecne życie, gdzie każdy wymaga ode mnie czegoś, jakiegoś dowodu. Chce sterować jak marionetką. Powtarzam sobie w duchu:, Jeżeli chcesz mnie zmienić to szkoda Twojego czasu Przyjacielu, Przyjaciółko. Możesz mnie tylko rozwinąć, ale nie zmienić.
I znów słyszę.  Miej dla mnie więcej czasu!.  Zraniłaś mnie, potraktowałaś jak śmiecia! Zrób coś ze sobą!.  Ty ciągle myślisz tylko o sobie!. Jesteś egoistką. Zamykasz się, izolujesz. Nic cię już nie obchodzi poza sobą!. Być może to prawda. Już nie wiem.
Każdy chce mnie wtłoczyć w swój schemat. Może jestem mało stanowcza, może syndrom ofiary wlecze się jak cień czasem już nie wiem, kto moim przyjacielem a kto wrogiem, wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie.
Nie jestem aspołeczna. Lubię ludzi, szczególnie ludzi z pasją, cieszę się, kiedy mogę czerpać coś od nich...Taka transfuzja...Czasem coś, co wydawałoby się dla mnie abstrakcją jest ciekawe i zarażam się tym, i naprawdę nie chcę być nieufna...
Ale żyjemy w wielkiej dżungli gdzie żeby przetrwać trzeba grać i nie można być do końca sobą, bo jak widać, jak jestem sobą to przegrywam...jeśli jestem szczera to przegrywam, …jeśli uzewnętrzniam się to czekają mnie tylko drwiny i szyderstwa.
Czy chce takiego życia? Nie za bardzo...Zrodził się w mojej głowie plan jak uwolnić się i zacząć żyć w zgodzie ze sobą. Muszę uciec, przerwać ten stan. Pragnę znaleźć azyl gdzieś daleko, gdzieś gdzie odnajdę siebie...i będę mogła cieszyć się ze swobody i wolności...
Zmiany są dobre...potrzeba tylko odwagi i wiary, uporu i determinacji. Jak to skonfrontować z własną osobą?. To nie takie proste, szczególnie, jeśli czujesz się odpowiedzialny za czyjeś życie. To wszystko tak łatwo się pisze, ale trudniej to wypowiedzieć… 

Może jestem niepoprawna marzycielką i żyję ułudą i marazmem, ale wierzę w to, że kiedyś osiągnę zamierzony cel. Projekcje w moich myślach urzeczywistnią się….By mieć kawałek swojej ziemi, mieć swój ogród, o którym marzę nieustannie.. Siać, sadzić podlewać patrzyć jak wszystko rośnie, budzi się do życia, jak rodzi owoce. Móc stwarzać, kreować. Tak bym chciała być jak Anastazja...Taką mądra zaradna, znać odpowiedź na wszystko, we wszystkim widzieć rozwiązanie.

A pomyśleć, że  pierwsze lata swojego życia spędziłam pośród łanów zboża i zieleni łąk. Babcia nauczyła mnie odróżniać  drzewa i kwiaty, nauczyła pacierza, piosenek, wierszyków, Siadałam na łące i patrzyłam jak plecie dla mnie wianki...Pamiętam smak zimnego mleka i chleba z masłem...Wszystko było dobre, piękne, czyste.

Cykanie świerszczy wieczorem...Spokój, cisza idylla, taki obrazek z dzieciństwa...
Choć wszyscy pracowali w pocie czoła każdy był dla siebie życzliwy i uśmiechnięty a teraz...
Jesteś lepszy to traktują cię, jako wroga, umiesz więcej to znaczy ze się wywyższasz. Jesteś inny to znaczy ze Cię nie ma. Odstajesz od reszty to jesteś gorszy.
On zły, bo zakochany i zraniony, Oni źli, bo mam za mało czasu i nie postępuje według ich planu. Ktoś zły, bo nie robię tego, co mi każe. Ci wszyscy ludzie to Ja to lustro...To moje odbicie. Nie chcę patrzeć w lustro.  Gdzie w tym wszystkim moje prawdziwe JA?. STOP!. Czas zmienić ten obłęd...Totalny chaos...
Czas się zatrzymać i nie dać się zwariować...Czas na ucieczkę w stronę Słońca...
Więc biegnij Lola biegnij!...Uciekaj poza wiersz...Poza schemat.

Ok. jestem w domu. Tato pyta, co u mnie?. Eh tato gdybyś wiedział, co Twoje dziecko ma w głowie to byś się przeraził…
-Jest dobrze tato, wszystko po staremu….

Gdy nagle przypomniał się świat,
poczułem jak wzmaga się wiatr.
poczułem ochotę by zwiać.






4 komentarze:

  1. Daleko pójdę, z daleka wrócę.
    Dokąd ja pójdę i wrócę skąd?
    Zdobędę wszystko, gdy wszystko rzucę,
    Odzyskam bezmiar, straciwszy kąt.
    Ból swój uciszę, żałość odsmucę,
    Śmiechem powitam wygnania ląd!
    Daleko pójdę, z daleka wrócę:
    Dokąd ja pójdę i wrócę skąd?
    (Leopold Staff)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Najłatwiej być świętym na szczycie góry"-to tu na ziemi w śród ludzi , kształtuje człowiek swoją osobowość i rozwija duszę. Ci ludzie , którzy rzekomo próbują Cię zmienić , to twoi trenerzy.Nie musisz spełniać ich woli, oni są po to by Cię lustrować,próbują Cię złamać, a twoim zadaniem jest być sobą. Czasem buntując się, walcząc o wolną wolę można niepotrzebnie "odmrozić sobie uszy". Jednak najważniejsze by zagłębić się w siebie i zadać pytanie" Kim jestem i dokąd idę?" Dobrze jest uświadomić sobie,że wolność jest stanem umysłu. Człowiek za kratkami może być wolnym człowiekiem, a człowiek osadzony w nieograniczonej przestrzeni będzie niewolnikiem.
    Wspomnienia z dzieciństwa , marzenie o kawałku ziemi nie pasują mi do tego zrywu, to tej maksymalnej niezależności. Stworzysz ogród, widokami będziesz dzielić się ze słońcem? , niebem?, ptakami i tylko im to zostawisz?..bo niezależność..Owszem tak też można.. ale zapomnij ,że będziesz wolna (ogród trzeba cały czas doglądać)..
    Z kolei, jeśli oczekujesz od ewentualnego partnera akceptacji twojej niezależności, to już na wejściu brak w tym miłości.Partnerstwo to wzajemne prawie wszystko..dobrze jest zostawić sobie trochę przestrzeni i nie pozwalać na jej zmniejszanie, ale jeśli dwoje ludzi potrzebuje dużo przestrzeni , to cały Świat stanie się dla nich za mały.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zależy w jakich kategoriach myślimy o wolności i niezależności...dla mnie to nie jest ciągła tułaczka i życie jak koczownik a poczucie tego że mam moja własną przestrzeń,azyl, taki właśnie swój ogród o który dbam i doglądam go... jeśli coś sprawia ci radość, satysfakcję, możesz się w czymś wykazać, coś stworzyć to chyba jest to wolność. Nie chcę wiecznie uciekać nie w tym rzecz.
    A jeśli chodzi o kwestię akceptacji mojej niezależności przez "ewentualnego partnera" to nie spotkałam nikogo przy kim MOJE JA zamieniło by się na NASZE MY...a chyba w związku o to chodzi, więc zgodzę się z Tobą brak w tym miłości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkiem interesujące. hmmm... strasznie wpłya na myslenie

    www.kaminskadorota.pl

    OdpowiedzUsuń