...Gdy nagle przypomniał się świat,
Poczułem jak wzmaga się wiatr.
Poczułem ochotę by zwiać.
Na pewno wyjeżdżam!
Kochanie nie gniewaj się.
Jeśli nie Kraków, nie Bielsko,
Nie Sopot, nie Gdańsk...
Muszę wyjechać gdziekolwiek,
Gdzie tylko się da?
Święta- kierunek dom. Urywam się wcześniej niż zwykle.
Po raz, bo tęsknie za M. a po drugie to trochę martwię się o mamę. A co tam, że kolokwia, że zaliczenia, rodzina
ważniejsza, trzeba trochę pomóc, tym bardziej przed świętami. PKS Łódź o dziwo punktualny
i o dziwo pusty no to w drogę!.
Czytam,.. a właściwie kończę Anastazję nr 2. Chwila
snu. Przebudzenie.
Deszcz stuka w szybę, obrazki zmieniają się z sekundy
na sekundę a Ja rozmyślam.
Trochę posmutniałam ostatnio...Czy to samotność?.. Hmm
raczej nie. Samotność jest mi przecież najlepszym druhem i lubię ten stan raz
na jakiś czas.
Jednak dziwne te dni ostatnio, jałowe, melancholijne,
czuję się nieswojo. Deszcz pada coraz mocniej. Posłucham czegoś...Muzyka
uspokaja mnie… ale nie tym razem, bo słuchawkach Roguc
wyśpiewuje historię Lokiego...
Loki, ciekawa postać. Indywiduum zamknięte w
czterech ścianach codzienności, nagle przypomina sobie, kim jest,
jakie jest jego powołanie i jak chce żyć, postanawia wyrwać się z więzów
rutyny.
Pewnego dnia po prostu pakuje się i oświadcza żonie,
że wyjeżdża w nieznane w poszukiwaniu szczęścia. Czując, że się dusi pragnie złapać
oddech...
Eh niespokojna i niepokorna dusza artysty…trochę
egoista zapatrzony we własne JA i niepoprawny marzyciel…nie kończy dobrze
swojego żywota, ale osiąga cel…i choć słodko-gorzki jest smak chwilowej sławy,
bo okupuje ją własnym życiem…to nic…nie ważne, właśnie przeżywa najpiękniejsze
chwile swojego życia, jest szczęśliwy, to jego 5 minut.
Może ja też
jestem tak jak Loki...Chwiejna, wciąż poszukująca...Niespokojna dusza…
Przewracam kolejną kartkę w kalendarzu. Codziennie
powtarzam ten sam schematyczny byt.
Duszę się. Nawet nie mam chwili spokoju, żeby
pomyśleć, nie mówiąc o modlitwie czy medytkach, które próbowałam zacząć, ale
sąsiad zagłuszył mi wiertarką resztki ciszy.
Uroki
mieszkania w bloku. Cóż norma od 20 lat. Loki śpiewa dalej…
Smażone ziemniaki,
kotlety mielone.
obiad…
obiad…
Sąsiedzi gotują
kiszoną kapustę.
o kurczę...
leżę na sofie, zjadam słone paluszki,
zasnąć nie umiem.
Ci z góry uwielbiają Italo disco,
mózg mi się w pięści zacisnął.
za chwilę wszystko wezmę w diabły pieprznę.
Wreszcie!
o kurczę...
leżę na sofie, zjadam słone paluszki,
zasnąć nie umiem.
Ci z góry uwielbiają Italo disco,
mózg mi się w pięści zacisnął.
za chwilę wszystko wezmę w diabły pieprznę.
Wreszcie!
Trwać w tym?. Żyć drugim życiem w tym życiu?. Ponoć
mam dostateczny wgląd. Przecież wiem już
tak dużo…przecież się obudziłam. Jednak wciąż elementy układanki nie pasują do
siebie, czegoś brak, czegoś za mało. Wiary?. Miłości?. Determinacji?.
Wiem jak pokierować swoim życiem a nadal jest jakaś
bariera, nie sięgnęłam jeszcze dość głęboko swojej duszy, jakaś zadra tkwi tam,
nie mogę znaleźć przyczyny tego stanu rzeczy...Coś znów wzbudza mój niepokój...
Pamięcią sięgam w przeszłość. Koniec sierpnia, jadę
akurat w rodzinne strony. Na poboczu stoi chłopak i łapie stopa, zatrzymujemy się
a On pyta czy jedziemy w kierunku Sandomierza?. My na to, że nie, ale możemy go
wyrzucić na trasie gdzieś koło Tarnobrzegu a stamtąd blisko będzie miał … no to
stwierdził, że super, że jedzie.
Pan K. z Łodzi,
typowy Woodstockowy chłopiec z gitarą. Wręcza mi swój zeszyt autostopowicza,
żebym też zaistniała na kartach jego historii...Wiele wpisów...
Z tego, co przeczytałam to zdążył być zarówno nad
morzem jak i w okolicach Dolnego Śląska a także w Czechach, pewnie na Brutalu
był. Teraz wybierał się do Sandomierza na jakiś letni festiwal bluesowy...Studiuje
na łódzkiej polibudzie mechatronikę czy robotykę…coś w ten deseń. Hmm abstrakcja
dla mnie...z jednej strony umysł ścisły a z drugiej strony uliczny grajek i
włóczęga.
Od lipca nie było go w domu. Na pytanie, co się stało,
że nagle rzucił wszystko odparł, że postanowił wyrwać się z wielkomiejskiego
tłoku…poczuł, że jego życie jest takie jałowe i puste…jak to określił
„zgwałcone przez rutynę” niewiele się zastanawiając postanowił przez wakacje poszwendać
się po Polsce i Czechach. Pieniądze zarabiał grając po przydrożnych barach czy
na ulicach większych miast...Został już okradziony, ktoś go trochę pokiereszował,
ale on mi mówi, że i tak jest szczęśliwy, bo wreszcie spełnia się jego
marzenie. Opowiadał nam o różnych ciekawych przygodach, jakie zdarzyły mu się
podczas tułaczki...O ludziach, których poznał o miejscach, w których był.
Zapytałam, co z rodziną?. -No wiadome- odparł… rodzice
wściekli się na mój pomysł.
-Ale oni zawsze uważali mnie za czubka, bo był inny
niż reszta rodzeństwa i przyzwyczaili się do moich odchyleń, ten pomysł ze
stopem bardzo ich wkurzył.
W sumie to dość ryzykowne...-Podziwiam takich ludzi
jak Ty- powiedziałam...
K. rzucił mi na pożegnanie, że chęć bycia szczęśliwym
to nie szaleństwo i ryzyko...
To nasz naturalny instynkt tylko go tłumimy.
I tak sobie myślę teraz przypomniawszy sobie Lokiego
i Pana K. czy mnie też stać na tyle odwagi, by, choć na chwilę
rzucić to wszystko?.
Mój stan psycho-fizyczny na dzień dzisiejszy.
Trochę jak na paraboli: unoszę się, aby za
chwilę opaść na dno, radykalnie sobie wybaczam po raz enty po to, aby za chwilę
dać wygranej mojemu ego. Tak pięknie i lekko stukało się w klawiaturę do
tej pory, energia i chęć rozwoju, radość z każdego uchwyconego momentu, aż tu
nagle coś mi zaczyna gasnąć. Światełko nadziei tli się jedynie. Czemu tak
jest?. Powtarzam sobie:, „ co Cię nie zabije to Cię wzmocni”, wiem,
że trzeba być silnym i zahartowanym, by nie dostrzegać zła, fałszu obłudy.
Czasem tak ciężko unieść to...wiem, że jestem z tym wszystkim sama.
I czasem najchętniej rzuciłabym wszystko...Spakowała
plecak i ruszyła gdzieś w nieznane, z dala od ludzi...Szalone to i niedorzeczne...Być
przez chwile jak Pan K. i Loki... Złamać wszelkie bariery zdrowego
rozsądku.
Bo czym że jest to moje obecne życie, gdzie każdy
wymaga ode mnie czegoś, jakiegoś dowodu. Chce sterować jak marionetką. Powtarzam
sobie w duchu:, Jeżeli chcesz mnie zmienić to szkoda Twojego czasu Przyjacielu,
Przyjaciółko. Możesz mnie tylko rozwinąć, ale nie zmienić.
I znów słyszę. Miej
dla mnie więcej czasu!. Zraniłaś mnie,
potraktowałaś jak śmiecia! Zrób coś ze sobą!. Ty ciągle myślisz tylko o sobie!. Jesteś
egoistką. Zamykasz się, izolujesz. Nic cię już nie obchodzi poza sobą!. Być może
to prawda. Już nie wiem.
Każdy chce mnie wtłoczyć w swój schemat. Może jestem
mało stanowcza, może syndrom ofiary wlecze się jak cień czasem już nie wiem,
kto moim przyjacielem a kto wrogiem, wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie.
Nie jestem aspołeczna. Lubię ludzi, szczególnie ludzi
z pasją, cieszę się, kiedy mogę czerpać coś od nich...Taka transfuzja...Czasem
coś, co wydawałoby się dla mnie abstrakcją jest ciekawe i zarażam się tym, i
naprawdę nie chcę być nieufna...
Ale żyjemy w wielkiej dżungli gdzie żeby przetrwać
trzeba grać i nie można być do końca sobą, bo jak widać, jak jestem sobą to
przegrywam...jeśli jestem szczera to przegrywam, …jeśli uzewnętrzniam się to
czekają mnie tylko drwiny i szyderstwa.
Czy chce takiego życia? Nie za bardzo...Zrodził się w
mojej głowie plan jak uwolnić się i zacząć żyć w zgodzie ze sobą. Muszę uciec,
przerwać ten stan. Pragnę znaleźć azyl gdzieś daleko, gdzieś gdzie odnajdę
siebie...i będę mogła cieszyć się ze swobody i wolności...
Zmiany są dobre...potrzeba tylko odwagi i wiary, uporu
i determinacji. Jak to skonfrontować z własną osobą?. To nie takie proste, szczególnie,
jeśli czujesz się odpowiedzialny za czyjeś życie. To
wszystko tak łatwo się pisze, ale trudniej to wypowiedzieć…
Może jestem niepoprawna marzycielką i żyję ułudą i
marazmem, ale wierzę w to, że kiedyś osiągnę zamierzony cel. Projekcje w moich
myślach urzeczywistnią się….By mieć kawałek swojej ziemi, mieć swój ogród, o
którym marzę nieustannie.. Siać, sadzić podlewać patrzyć jak wszystko rośnie,
budzi się do życia, jak rodzi owoce. Móc stwarzać, kreować. Tak bym chciała być
jak Anastazja...Taką mądra zaradna, znać odpowiedź na wszystko, we wszystkim widzieć
rozwiązanie.
A pomyśleć, że pierwsze lata swojego życia
spędziłam pośród łanów zboża i zieleni łąk. Babcia nauczyła mnie odróżniać
drzewa i kwiaty, nauczyła pacierza, piosenek, wierszyków, Siadałam na
łące i patrzyłam jak plecie dla mnie wianki...Pamiętam smak zimnego mleka i chleba
z masłem...Wszystko było dobre, piękne, czyste.
Cykanie świerszczy wieczorem...Spokój, cisza idylla, taki
obrazek z dzieciństwa...
Choć wszyscy pracowali w pocie czoła każdy był dla
siebie życzliwy i uśmiechnięty a teraz...
Jesteś lepszy to traktują cię, jako wroga, umiesz
więcej to znaczy ze się wywyższasz. Jesteś inny to znaczy ze Cię nie ma. Odstajesz
od reszty to jesteś gorszy.
On zły, bo zakochany i zraniony, Oni źli, bo mam za
mało czasu i nie postępuje według ich planu. Ktoś zły, bo nie robię tego, co mi
każe. Ci wszyscy ludzie to Ja to lustro...To moje odbicie. Nie chcę patrzeć w
lustro. Gdzie w tym wszystkim moje prawdziwe JA?. STOP!. Czas zmienić ten
obłęd...Totalny chaos...
Czas się zatrzymać i nie dać się
zwariować...Czas na ucieczkę w stronę Słońca...
Więc biegnij Lola biegnij!...Uciekaj poza wiersz...Poza
schemat.
Ok. jestem w domu. Tato pyta, co u mnie?. Eh tato
gdybyś wiedział, co Twoje dziecko ma w głowie to byś się przeraził…
-Jest dobrze tato, wszystko po staremu….
Gdy nagle przypomniał
się świat,
poczułem jak wzmaga się wiatr.
poczułem ochotę by zwiać.
poczułem jak wzmaga się wiatr.
poczułem ochotę by zwiać.
Daleko pójdę, z daleka wrócę.
OdpowiedzUsuńDokąd ja pójdę i wrócę skąd?
Zdobędę wszystko, gdy wszystko rzucę,
Odzyskam bezmiar, straciwszy kąt.
Ból swój uciszę, żałość odsmucę,
Śmiechem powitam wygnania ląd!
Daleko pójdę, z daleka wrócę:
Dokąd ja pójdę i wrócę skąd?
(Leopold Staff)
"Najłatwiej być świętym na szczycie góry"-to tu na ziemi w śród ludzi , kształtuje człowiek swoją osobowość i rozwija duszę. Ci ludzie , którzy rzekomo próbują Cię zmienić , to twoi trenerzy.Nie musisz spełniać ich woli, oni są po to by Cię lustrować,próbują Cię złamać, a twoim zadaniem jest być sobą. Czasem buntując się, walcząc o wolną wolę można niepotrzebnie "odmrozić sobie uszy". Jednak najważniejsze by zagłębić się w siebie i zadać pytanie" Kim jestem i dokąd idę?" Dobrze jest uświadomić sobie,że wolność jest stanem umysłu. Człowiek za kratkami może być wolnym człowiekiem, a człowiek osadzony w nieograniczonej przestrzeni będzie niewolnikiem.
OdpowiedzUsuńWspomnienia z dzieciństwa , marzenie o kawałku ziemi nie pasują mi do tego zrywu, to tej maksymalnej niezależności. Stworzysz ogród, widokami będziesz dzielić się ze słońcem? , niebem?, ptakami i tylko im to zostawisz?..bo niezależność..Owszem tak też można.. ale zapomnij ,że będziesz wolna (ogród trzeba cały czas doglądać)..
Z kolei, jeśli oczekujesz od ewentualnego partnera akceptacji twojej niezależności, to już na wejściu brak w tym miłości.Partnerstwo to wzajemne prawie wszystko..dobrze jest zostawić sobie trochę przestrzeni i nie pozwalać na jej zmniejszanie, ale jeśli dwoje ludzi potrzebuje dużo przestrzeni , to cały Świat stanie się dla nich za mały.
Zależy w jakich kategoriach myślimy o wolności i niezależności...dla mnie to nie jest ciągła tułaczka i życie jak koczownik a poczucie tego że mam moja własną przestrzeń,azyl, taki właśnie swój ogród o który dbam i doglądam go... jeśli coś sprawia ci radość, satysfakcję, możesz się w czymś wykazać, coś stworzyć to chyba jest to wolność. Nie chcę wiecznie uciekać nie w tym rzecz.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o kwestię akceptacji mojej niezależności przez "ewentualnego partnera" to nie spotkałam nikogo przy kim MOJE JA zamieniło by się na NASZE MY...a chyba w związku o to chodzi, więc zgodzę się z Tobą brak w tym miłości.
Całkiem interesujące. hmmm... strasznie wpłya na myslenie
OdpowiedzUsuńwww.kaminskadorota.pl