niedziela, 15 kwietnia 2012

DZIEWCZYNKA Z ZAPAŁKAMI

“Dlaczego kurczowo czepiasz się egzystencji tak ulotnej i tak pełnej cierpienia.  Jaki jest sens twojej walki?” Człowiek, który nie potrafi odpowiedzieć, poddaje się, zaś ten, który  poszukuje sensu życia, uznaje, że Bóg jest niesprawiedliwy i rzuca wyzwanie losowi. 
Wtedy z nieba spływa ogień, nie ten, który zabija, lecz ten, który burzy dawne mury i uświadamia człowiekowi jego prawdziwe możliwości. Tchórz nigdy nie dopuści, by jego serce zapłonęło tym ogniem.  Jedyne, czego pragnie, to by sytuacja wróciła do poprzedniego stanu, żeby mógł żyć i myśleć jak kiedyś.  Natomiast odważni podkładają ogień pod tym, co stare - choćby za cenę odrębnego cierpienia - i porzucają wszystko, nawet Boga, i ruszają naprzód.
“Odważni są zawsze uparci”. Pan uśmiechał się radośnie z niebios - tego właśnie pragnął: aby każdy wziął w swoje odpowiedzialność za własne życie. Ostatecznie dał swoim dzieciom dar największy ze wszystkich - zdolność wyboru i decydowania o swych czynach. Jedynie te kobiety i ci mężczyźni, w których sercach płonie święty ogień, mają odwagę się z Nim zmierzyć. I tylko oni znają drogę powrotu do Jego miłości, bo w końcu rozumieją, że tragedia nie jest karą, lecz wyzwaniem....


      Opowiem Wam bajkę o dziewczynce z zapałkami. Niech Was nie zwiedzie tytuł. Nie będzie to baśń Andersena jaką znacie. Tak w tamtej  jak i w tej była sobie pewna dziewczynka, z tym, że ta od razu, z miejsca dostała nie jedną, a całe pudełko ślicznych, nowych zapałek.  Powiecie...Też mi prezent!. Jednak nie były to zwykłe zapałki. Ten podarunek był dla niej jak skarb. Dostała coś cennego co mogła wykorzystać dwojako...albo dobrze albo źle. Dziewczynka nie bacząc na nic wzięła zapałki i rozpaliła duże ognisko...
      Nie zaczekała, ani przez chwilę nie przyszła jej myśl by sięgnąć po nie, kiedy będzie ku temu sposobność. Dlaczego?. Być może dziewczynka tęskniła za ciepłem, brakowało jej domowego ogniska...Poczucia bezpieczeństwa... Długotrwały ziąb, chłód i odtrącenie sprawiły, że zapragnęła tego, czego nigdy nie miała...

Chciała rozniecić płomień, który mógłby ją utulić, sprawić, że poczuje się ważna i kochana, że sama w sobie wskrzesi miłość- uczucie obce jej. Z czym kojarzy Ci się ogień jak nie z ciepłem, uczuciem, bezpieczeństwem. Może być pożyteczną siłą, ogromną mocą w rękach władających nim. Może też przynieść klęskę, ból i cierpienie...jak z każdym żywiołem nie należy z nim igrać...dziewczynka najwyraźniej zapomniała o tym by uważać z ogniem. 

      Mówią , że wśród czterech podstawowych żywiołów  to własnie ogień wydaje się nam być najmniej rzeczywisty, pośredni pomiędzy materią i duchem. Dla prymitywnych kultur stał się narzędziem i symbolem dążenia do tego, co święte, nadprzyrodzone. Wierzono, że przenosi on ofiary do Nieba.  Za sprawą swojej energii, siły do oczyszczania, mocy niszczenia i błyskawicznego rozprzestrzeniania się,  w prawie wszystkich kulturach przedchrześcijańskich utożsamiano z ni najwyższe bóstwa. 

       Wiele kultur widziało w płomieniu upostaciowienie Słońca na ziemi, jego małą część gdyż podobnie jak i ono dawał światło, ciepło, rozpraszał wrogie ciemności. Uważano, że chroni zarówno przed dzikimi zwierzętami, w świecie, który nie został jeszcze ujarzmiony przez człowieka, jak i złymi duchami, demonami, którymi wyobraźnia zapełniała otaczającą rzeczywistość.


Podtrzymywano go świątyniach, gdzie w czasach starożytnej Grecji symbolizował już wtedy prastary, pierwotny płomień i zdolność tworzenia. Z tych samych powodów podtrzymywano go w domach, łączył żyjących z całymi pokoleniami przodków, cementował rodzinę i wspólnotę.


Kult ognia miał fundamentalne znaczenie niemal dla każdej z religii stworzonych przez plemiona Indoeuropejskie. Znany jest Agni, wedyjski bóg ognia, jest on pokrewny z łacińskim ignis, rosyjskim agoń i litewskim ugnis, znaczącymi ogień i wywodzącymi się od wspólnego, indoeuropejskiego ośrodka, zalążka itp. W sanskrycie Agni oznacza ogień, błyskawicę i słońce, był uznawany za jedno z najważniejszych bóstw, kojarzony z  rzymską  Westą i irańskim Atharem.  Bóstwa te, zrodzone z ognia, ogniem władające,  miały  mniej cech typowo ludzkich od swoich pobratymców, uosabiających ziemię czy wodę. Z tego też względu u wszystkich ludów kult ognia zdaje się objawiać przejście do wyższego stopnia, czyli kultu ducha.



        I dziewczynka chciała poczuć w sobie tą moc... zachwyciła się takim właśnie ogniem. Uważała go za swoje bóstwo. Oddawała mu cześć. Zatraciła się w tańczących ognikach, otuliła ciepłem, jakiego nigdy nie miała. Tańczyła z tym ogniem, rozniecała coraz potężniejszy płomień. 

-Bądź egoistką- powtarzał ogień. Czerp ze mnie jak najwięcej, jestem dla Ciebie. 
Dziewczynka zakochała się w tym ogniu bez opamiętania ( choć to nie była miłość a tylko zauroczenie, chwilowy zachwyt nad jego wspaniałością).  Chciała by był potężniejszy i potężniejszy, nie wystarczał jej już mały płomyk… zapragnęła by płomień rósł w siłę, by języki ognia tańczyły radośnie…w rytm jej muzyki. 
Słyszeliście kiedyś o micie, że muzyka wpływa na wielkość płomieni? Wyobrażacie sobie płomienie, które tańczą zgodnie z rytmem i natężeniem muzyki? Tylko od rodzaju dźwięku zależy, czy gorące płomienie wzbiją się w górę, czy też pozostaną uśpione na dole i będą falowały niczym zakochana para w rytm ballady.

       Zaczęła nim igrać, sądziła, że panuje nad nim i w każdej chwili może go poskromić. Coś niedobrego stało się z tą dziewczynką, wzniecając coraz większe płomienie  zdała sobie sprawę, że grozi jej niebezpieczeństwo, że wkrótce przestanie panować nad tym żywiołem, zrozumiała, że w każdej chwili może się poparzyć, zranić. Wcześniej kilka razy bawiła się ogniem, sparzyła się nie raz nie dwa…nic się nie nauczyła…nie jedną ranę już miała i nie jedną bliznę zaznaczył czas…nie wyniosła nic jednak z tej lekcji…ślad pozostał…i choć bała się kolejnego poparzenia i ogromu bólu, jakiego doznała to jakby na własne życzenie próbowała  po raz kolejny igrać z żywiołem. 

     Jednak mając w pamięci tamte wydarzenia ostatkiem sił usilnie próbowała zagasić płomień by nie pochłoną jej do reszty, by nie było za późno.I udało się. Po ogromnym płomieniu pozostały jedynie popiół i zgliszcza…tak myślała. Jednak myliła się. Bowiem tlił się jeszcze słaby płomyk, iskierka nadziei. Nie dość skutecznie zagasiła płomień. Dziewczynka nie zwracał uwagi na płomyk…bawiła się popiołem, przedzierała się przez zgliszcza. Płomyk słabną powoli przez oziębłość dziewczynki, jej chłód i egoizm.

Nie znalazła dla niego na tyle miłości, nie wykrzesała jej z siebie…Nie doceniła  potęgi, dobra i mądrości płomyka…On chciał dać jej ciepło i bezpieczeństwo, a nie ból. Pomyliła się co do niego. Źle nim władała..niedojrzale i nieumiejętnie. Ogniu...Niespokojny Mój druhu ogniu!. Ty chciałeś  mnie otulić swym ciepłem, ale  zraniłeś mnie a może ja z premedytacją dałam się zranić?. Sparzyć boleśnie na własne życzenie. TY mogłeś dać mi ukojenie,a niemal przyniosłeś mi cierpienie. 

OGNIU MÓJ CHCIAŁEŚ DOBRZE. Jednak  zaczęłam z Tobą igrać...Mogłeś mnie odrodzić a zacząłeś mnie spalać. 
-Dorośnij kiedyś- powiedział płomyk...masz rację...jak zawsze masz rację.
 Pomyliła się nasza dziewczynka, zbłądziła, …lecz dzięki tlącej się nadal iskierce wierzy w to, że odnajdzie właściwą drogę, że dojrzeje.

To dla Ciebie  Drogi A. Obiecałam Ci dziś, że będę szczęśliwa, powiedziałam coś, w co zaczynam wierzyć dopiero od tej chwili, …jeśli moje szczęście jest dla Ciebie sensem życia to chcę!. Jeśli jest we mnie taki płomyk to niech płonie...

Dziękuję



[...] miłe mi światło, jakie daje z siebie człowiek. Nie trzeba mi opasłej świecy. Tylko płomieniem mierzy się jej wartość.





2 komentarze:

  1. bardzo poetycko, czy można poprosić tak w telegrafie o co chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść naprzód...o to chodzi

    OdpowiedzUsuń