“Dlaczego kurczowo czepiasz się egzystencji tak ulotnej i tak
pełnej cierpienia. Jaki
jest sens twojej walki?” Człowiek, który nie potrafi odpowiedzieć,
poddaje się, zaś ten, który poszukuje
sensu życia, uznaje, że Bóg jest niesprawiedliwy i rzuca wyzwanie losowi.
Wtedy z nieba spływa ogień,
nie ten, który zabija, lecz ten, który burzy dawne mury i uświadamia
człowiekowi jego prawdziwe możliwości. Tchórz nigdy nie dopuści, by jego serce zapłonęło tym ogniem. Jedyne, czego pragnie, to by sytuacja wróciła do poprzedniego
stanu, żeby mógł żyć i myśleć jak kiedyś. Natomiast odważni podkładają ogień pod tym, co stare - choćby za cenę
odrębnego cierpienia - i porzucają wszystko, nawet Boga, i ruszają naprzód.
“Odważni są zawsze uparci”. Pan uśmiechał się radośnie z niebios - tego
właśnie pragnął: aby każdy wziął w swoje odpowiedzialność za własne życie.
Ostatecznie dał swoim dzieciom dar największy ze wszystkich - zdolność wyboru i
decydowania o swych czynach. Jedynie te kobiety i ci mężczyźni, w których sercach płonie święty
ogień, mają odwagę się z Nim zmierzyć. I tylko oni znają drogę powrotu do Jego
miłości, bo w końcu rozumieją, że tragedia nie jest karą, lecz wyzwaniem....
Opowiem
Wam bajkę o dziewczynce z zapałkami. Niech Was nie zwiedzie tytuł.
Nie będzie to baśń Andersena jaką znacie. Tak w tamtej jak
i w tej była sobie pewna dziewczynka, z tym, że ta od razu, z miejsca dostała
nie jedną, a całe pudełko ślicznych, nowych zapałek. Powiecie...Też mi
prezent!. Jednak nie były to zwykłe zapałki. Ten podarunek był dla niej jak
skarb. Dostała coś cennego co mogła wykorzystać dwojako...albo dobrze albo źle. Dziewczynka
nie bacząc na nic wzięła zapałki i rozpaliła duże ognisko...
Nie
zaczekała, ani przez chwilę nie przyszła jej myśl by sięgnąć po nie, kiedy będzie ku temu sposobność. Dlaczego?. Być może dziewczynka tęskniła za
ciepłem, brakowało jej domowego ogniska...Poczucia bezpieczeństwa... Długotrwały
ziąb, chłód i odtrącenie sprawiły, że zapragnęła tego, czego nigdy
nie miała...
Chciała
rozniecić płomień, który mógłby ją utulić, sprawić, że poczuje
się ważna i kochana, że sama w sobie wskrzesi miłość- uczucie obce jej. Z
czym kojarzy Ci się ogień jak nie z ciepłem, uczuciem, bezpieczeństwem.
Może być pożyteczną siłą, ogromną mocą w rękach władających nim.
Może też przynieść klęskę, ból i cierpienie...jak z
każdym żywiołem nie należy z nim igrać...dziewczynka najwyraźniej
zapomniała o tym by uważać z ogniem.
Mówią
, że wśród czterech podstawowych żywiołów to własnie ogień wydaje się nam
być najmniej rzeczywisty, pośredni pomiędzy materią i duchem. Dla
prymitywnych kultur stał się narzędziem i symbolem dążenia do tego, co święte,
nadprzyrodzone. Wierzono, że przenosi on ofiary do Nieba. Za sprawą
swojej energii, siły do oczyszczania, mocy niszczenia i błyskawicznego
rozprzestrzeniania się, w prawie wszystkich kulturach przedchrześcijańskich
utożsamiano z ni najwyższe bóstwa.
Wiele
kultur widziało w płomieniu upostaciowienie Słońca na ziemi, jego małą część
gdyż podobnie jak i ono dawał światło, ciepło, rozpraszał wrogie ciemności.
Uważano, że chroni zarówno przed dzikimi zwierzętami, w świecie, który nie
został jeszcze ujarzmiony przez człowieka, jak i złymi duchami, demonami,
którymi wyobraźnia zapełniała otaczającą rzeczywistość.
Podtrzymywano
go świątyniach, gdzie w czasach starożytnej Grecji symbolizował już wtedy
prastary, pierwotny płomień i zdolność tworzenia. Z tych samych powodów
podtrzymywano go w domach, łączył żyjących z całymi pokoleniami przodków,
cementował rodzinę i wspólnotę.
Kult
ognia miał fundamentalne znaczenie niemal dla każdej z religii stworzonych
przez plemiona Indoeuropejskie. Znany jest Agni, wedyjski bóg ognia, jest on
pokrewny z łacińskim ignis, rosyjskim agoń i litewskim ugnis, znaczącymi ogień
i wywodzącymi się od wspólnego, indoeuropejskiego ośrodka, zalążka itp. W
sanskrycie Agni oznacza ogień, błyskawicę i słońce, był uznawany za jedno z
najważniejszych bóstw, kojarzony z rzymską Westą i irańskim
Atharem. Bóstwa te, zrodzone z ognia, ogniem władające, miały
mniej cech typowo ludzkich od swoich pobratymców, uosabiających ziemię
czy wodę. Z tego też względu u wszystkich ludów kult ognia zdaje się objawiać przejście do
wyższego stopnia, czyli kultu ducha.
I
dziewczynka chciała poczuć w sobie tą moc... zachwyciła się takim właśnie
ogniem. Uważała go za swoje bóstwo. Oddawała mu cześć. Zatraciła się w
tańczących ognikach, otuliła ciepłem, jakiego nigdy nie miała. Tańczyła z tym
ogniem, rozniecała coraz potężniejszy płomień.
-Bądź
egoistką- powtarzał ogień. Czerp ze mnie jak najwięcej, jestem dla
Ciebie.
Dziewczynka
zakochała się w tym ogniu bez opamiętania ( choć to nie
była miłość a tylko zauroczenie, chwilowy zachwyt nad jego wspaniałością).
Chciała by był potężniejszy i potężniejszy, nie wystarczał jej już mały
płomyk… zapragnęła by płomień rósł w siłę, by języki ognia tańczyły radośnie…w
rytm jej muzyki.
Słyszeliście kiedyś o micie, że muzyka wpływa na
wielkość płomieni? Wyobrażacie sobie płomienie, które tańczą zgodnie z rytmem i
natężeniem muzyki? Tylko od rodzaju dźwięku zależy, czy gorące płomienie wzbiją
się w górę, czy też pozostaną uśpione na dole i będą falowały niczym zakochana
para w rytm ballady.
Zaczęła
nim igrać, sądziła, że panuje nad nim i w każdej chwili może go poskromić. Coś
niedobrego stało się z tą dziewczynką, wzniecając coraz większe płomienie zdała
sobie sprawę, że grozi jej niebezpieczeństwo, że wkrótce przestanie panować nad
tym żywiołem, zrozumiała, że w każdej chwili może się poparzyć, zranić.
Wcześniej kilka razy bawiła się ogniem, sparzyła się nie raz nie dwa…nic się
nie nauczyła…nie jedną ranę już miała i nie jedną bliznę zaznaczył czas…nie
wyniosła nic jednak z tej lekcji…ślad pozostał…i choć bała się kolejnego
poparzenia i ogromu bólu, jakiego doznała to jakby na własne życzenie próbowała po raz kolejny igrać z żywiołem.
Jednak mając
w pamięci tamte wydarzenia ostatkiem sił usilnie próbowała zagasić płomień by
nie pochłoną jej do reszty, by nie było za późno.I
udało się. Po ogromnym płomieniu pozostały jedynie popiół i zgliszcza…tak
myślała. Jednak
myliła się. Bowiem tlił się jeszcze słaby płomyk, iskierka nadziei. Nie dość
skutecznie zagasiła płomień. Dziewczynka
nie zwracał uwagi na płomyk…bawiła się popiołem, przedzierała się przez
zgliszcza. Płomyk słabną powoli przez oziębłość dziewczynki, jej chłód i
egoizm.
Nie
znalazła dla niego na tyle miłości, nie wykrzesała jej z siebie…Nie doceniła
potęgi, dobra i mądrości płomyka…On chciał dać jej ciepło i
bezpieczeństwo, a nie ból. Pomyliła się co do niego. Źle nim
władała..niedojrzale i nieumiejętnie. Ogniu...Niespokojny Mój druhu
ogniu!. Ty chciałeś mnie otulić swym ciepłem, ale zraniłeś mnie a może ja z premedytacją dałam się zranić?. Sparzyć boleśnie na własne życzenie. TY mogłeś dać mi ukojenie,a
niemal przyniosłeś mi cierpienie.
OGNIU
MÓJ CHCIAŁEŚ DOBRZE. Jednak zaczęłam z Tobą igrać...Mogłeś mnie odrodzić
a zacząłeś mnie spalać.
-Dorośnij
kiedyś- powiedział płomyk...masz rację...jak zawsze masz rację.
Pomyliła
się nasza dziewczynka, zbłądziła, …lecz dzięki tlącej się nadal iskierce wierzy
w to, że odnajdzie właściwą drogę, że dojrzeje.
To
dla Ciebie Drogi A. Obiecałam Ci dziś, że będę
szczęśliwa, powiedziałam coś, w co zaczynam wierzyć dopiero od tej chwili,
…jeśli moje szczęście jest dla Ciebie sensem życia to chcę!. Jeśli jest we mnie
taki płomyk to niech płonie...
Dziękuję
[...] miłe mi światło, jakie daje z siebie człowiek. Nie trzeba mi opasłej świecy. Tylko płomieniem mierzy się jej wartość.
bardzo poetycko, czy można poprosić tak w telegrafie o co chodzi?
OdpowiedzUsuńSkoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść naprzód...o to chodzi
OdpowiedzUsuń